Strzelecki World Odyssey - Tasmania 2008 - Dziennik podróży
artykuł czytany
981
razy
13 kwietnia
Od świtu zaczęliśmy przemierzać trasę nad Jeziorem St Clair -w jedną stronę podjechaliśmy łodzią motorową 13 km, po czym z powrotem wracaliśmy 17 km lasem deszczowym. Stwierdziliśmy, że wybraliśmy nieodpowiednie wejście do Parku. Jak się okazało, o wiele ciekawsze jest Cradle Mountain od strony północnej.
Po całodziennym trekkingu, który zakończyliśmy już po zmroku ruszyliśmy przez góry Arrowsmith, Frenchman's Cap, Quennstown, objeżdżając Cradle Mountain aż do Rosebery, by móc następnego dnia zwiedzić ten przepiękny park narodowy od właściwej strony. Przed północą wylądowaliśmy znaleźliśmy się w Rosebery, gdzie mieliśmy duży problem ze znalezieniem noclegu. Wszystko kompletnie pozamykane - łącznie z wszelkimi barami! Podjechaliśmy nawet pod komisariat, żeby poradzić się dyżurującego policjanta w kwestii noclegu. Niestety nawet tam było głucho, mimo że w oknie były zapalone światła. Po 15 minutach stukania, pukania i w końcu walenia w drzwi, w całej desperacji Norbert zaczął delikatnie rzucać w okno komisariatu maleńkimi kamyczkami. Niestety nikt dalej nie odpowiadał. W końcu wyszperałam w jakiejś ulotce adres taniego hoteliku i tam też się udaliśmy. Gdy tylko podjechaliśmy pod ten adres, za nami pojawili się wściekli policjanci, pytając co się stało. Ja już miałam oczywiście wizję więzienia i oskarżenia o naruszanie spokoju, ale Norbert z zimną krwią wytłumaczył całe zdarzenie i nasze położenie. W całą aferę przypadkowo został zamieszany zaspany właściciel hotelu, który mimo tego podszedł do nas z dużą wyrozumiałością i opuścił nam nawet o 10 AUD $ nocleg (zapłaciliśmy za dwójkę 50 AUD $ ze śniadaniem kontynentalnym). Pełna emocji noc.
14 kwietnia
Rankiem podjechaliśmy w końcu na początek trasy legendarnego 80-kilometrowego Overland Track (najsłynniejszego szlaku w całej Australii), którego sześciodniowa trasa wiąże się z fascynującą przygodą i zaznaniem wspaniałych widoków. My niestety mieliśmy tylko jeden dzień na delektowanie się tym pełnym niepowtarzalnego uroku miejscem. Zachwycają w nim lasy monsunowe, jeziora morenowe, wrzosowiska, wyniosłe szczyty, głębokie jary, bogactwo flory i fauny na szlaku można spotkać m.in. walabi, kolczatkę, wombata, kunę workowatą, diabła tasmańskiego.
Przeszliśmy tylko część Overlandu i mogliśmy sobie jedynie wyobrazić jak pięknie byłoby poświęcić 6 dni na przemierzenie tej trasy. Naprawdę warto! To najpiękniejsze miejsce na Tasmanii. Opuszczając okolice Cradle Mountain szukaliśmy obozowiska, w którym zatrzymał się Strzelecki podczas swojej wyprawy, znanego pod nazwą Strzelecki Old Camp na terenach Middlesex Plains. To miejsce, a właściwie wielkie drzewo, na północ od jeziora St. Clair przy drodze do Cradle Mountain, gdzie obozował - w pniu drzewa nocował Strzelecki podczas swych podróżniczych badań po Tasmanii w latach 1840-41. Drzewo to jest australijskim zabytkiem historycznym. Staraliśmy się bardzo znaleźć to miejsce - każde większe drzewo wzbudzało nasze zainteresowanie. Niestety żaden ranger, ani też żaden z okolicznych mieszkańców nie potrafił nam wskazać tego obozowiska.
Ruszyliśmy więc w kierunku wybrzeża zahaczając po drodze o St Walentines Pk (gdzie był Strzelecki), miejscowości Hampshire, Ridgley, Burnie (zwiedzając Emu Bay), aż dojechaliśmy późnym wieczorem do Port Sorell. Ciężko nam było znaleźć tu niedrogi nocleg - w końcu za 60 AUD $ (ze zniżką 10 AUD $) udało nam się przespać w dwupokojowym domku z kuchnią w Moomba Holiday and Caravan Park (24 Kermode St.; moomba@the-edge.net.au).
15 kwietnia
Z Port Sorell wyjechaliśmy o świcie, podziwiając zachwycający wschód słońca. Musieliśmy od rana przejechać 80 km do Launceston, zjeść śniadanie, zatankować, wyczyścić samochód i odstawić go w wypożyczalni na lotnisku. Dwa dni wcześniej zarezerwowaliśmy telefonicznie bilety na Wyspę Flindersa - awionetka linii Airlines of Tasmania (www.airtasmania.com.au) miała czekać o godz. 9:30 (450 m od parkingu i głównego terminalu). Za bilety powrotne zapłaciliśmy 310 AUD $/os. Problemem okazały się dla nas duże bagaże, ale umówiliśmy się z pracownikiem odprawy na lotnisku, że nam je przechowa na 2 dni u siebie w kantorku. Był także na tyle sympatyczny, że załatwił nam telefonicznie tuż przed wylotem nocleg i wypożyczenie samochodu na wyspie. Mieliśmy duże szczęście z biletami (podobno nie jest łatwo je kupić praktycznie z dnia na dzień), z bagażami (na Wyspę Flindersa mogliśmy mieć pakunki o wadze 15 kg) oraz z przybyciem na czas. Ale udało się! Na Wyspie Flindersa wykorzystaliśmy maksymalnie czas na zwiedzanie. Po 40 min. przyjemnego lotu dostrzegliśmy z okien awionetki szczyty Strzeleckiego - najwyższe na wyspie. Na lotnisku czekał już na nas właściciel białego, starego Forda EL Falcon, z którym umówiliśmy się na cenę 80 AUD $ za wypożyczenie samochodu (na 1 dobę). U niego też przenocowaliśmy, w dwuosobowym domku (45 AUD $). W południe po lunchu złożonym z owoców morza (warto wiedzieć, że porcja na lunch jest niemalże taka sama jak na kolację, a cena jest prawie o połowę wyższa), zajrzeliśmy na chwilę do informacji turystycznej. W ten pierwszy dzień pojechaliśmy nad malowniczą zatokę Killiecrankie Bay znaną z topazów. Cała plaża należała do nas! Kilka godzin delektowaliśmy się słońcem, samotnością i pięknym krajobrazem, bawiąc się też w poszukiwaczy topazów, co nam świetnie wychodziło.
Cudowne miejsce. W jedynej pobliskiej kawiarni zostaliśmy zasypani torpedą pytań przez młode właścicielki, spragnione z pewnością nowinek "ze świata". Wyspa Flindersa jest bardzo kameralna, właściwie głównie jej część płd.-zach. jest najbardziej zamieszkana. W Whitemark znajduje się najwięcej (z kilkanaście!) domów, piekarnia, sklep i hotel z restauracją i barem. W pobliżu jest też lotnisko. Spędziliśmy na wyspie zaledwie 2 dni, ale i tak czuliśmy się nią nasyceni - czas tutaj upływa inaczej. Wieczorem wpadliśmy do baru na kolację, piwo i bilard napotykając się na lokalnych miłośników trunków.
Przeczytaj podobne artykułyfotoreportaż